Historia „Die Schweizerhütte” („Szwajcarska chatka”) brzmi jak motyw rodem z filmu szpiegowskiego – odnaleziona po latach zapomnienia przez polskiego naukowca dr. Grzegorza Zieziulę z Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk (o tej niezwykłej historii można przeczytać w naszym wywiadzie z doktorem) , w miniony weekend królowała w Warszawskiej Operze Kameralnej.

Pełna luk i nieznana dotychczas opera komiczna Moniuszki, dzięki wysiłkom reżysera Roberto Skolmowskiego, muzykologa Macieja Prochaski i solistom WOK, nie tylko zajaśniała nowym blaskiem i wspaniale wpisała się w obchody 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości, ale również rzuciła nowe światło na twórczość polskiego kompozytora, który dał się poznać jako twórca nie tylko wzniosłych, monumentalnych dzieł pokroju „Halki” i „Strasznego dworu”, ale również jako kompozytor mający dystans do rzeczywistości i doceniający… dobrą zabawę. 

Niemieckojęzyczna opera Stanisława Moniuszki „Die Schweizerhütte” opowiada nieskomplikowaną, popularną w XIX w. historię opartą na singspielu (śpiewogrze) Goethego pt.  „Jery und Bätely”.  W libretcie Carla Blume’a występują trzy główne postaci – wiejska dziewczyna Mary (Joanna Moskowicz/Sylwia Olszyńska), jej brat Max (Szymon Kobyliński) i zakochany w Mary bogaty chłop Michel (Sebastian Mach/Bartosz Nowak). Kiedy Mary odrzuca oświadczyny Michela, Max ucieka się do sprytnego fortelu, który ma skłonić siostrę do oddania serca zakochanemu w niej Michelowi.

To dość banalna akcja, ale za to ubrana w piękną szatę muzyczną i myślę, że ma swój urok.

– mówił w rozmowie z Niezalezna.pl dr Grzegorz Zieziula.

Trudno się z nim nie zgodzić – choć humor przebijający z „Die Schweizerhütte”  jest dla współczesnego widza dość specyficzny (doprowadzenie do oświadczyn przez oszustwo bardziej nas przeraża, niż bawi), całość stanowi uroczy wręcz obraz szwajcarskiej wioski epoki napoleońskiej, okraszony sielskimi krajobrazami za sprawą znakomitej scenografii Katarzyny Gabrat-Szymańskiej. Na wyżyny swoich umiejętności wspinają się również artyści WOK: muzycy z zespołu Musicae Antiquae Collegium Varsoviense pod kierownictwem Stanisława Rybarczyka i chórzyści prowadzeni przez Krzysztofa Kusiele-Moroza. Absolutny prym wiedzie Szymon Kobyliński, który udowadnia, że jest tak samo utalentowanym śpiewakiem, jak i aktorem. Bartosz Nowak przekonuje jako zakochany młodzieniec, a wybitna Joanna Moskowicz sprawdza się w roli beztroskiej wiejskiej dziewczyny (choć zdecydowanie lepiej wypada w partiach śpiewanych, niż mówionych…).

Razem z „Die Schweizerhütte” WOK wystawia jednoaktową komediooperę pt. „Nocleg w Apeninach”. Ta, w przeciwieństwie do poprzedniczki, jest tytułem znanym, z powodzeniem wystawianym w teatrach. Jednak dzięki benedyktyńskiej pracy Macieja Prochaski, i to dzieło możemy zobaczyć w nowej odsłonie. Muzykolog opracował je, opierając się na rękopisie znajdującym się w Bibliotece Narodowej, dzięki czemu możemy dziś posłuchać muzyki w postaci zbliżonej do wizji samego Moniuszki. Ciekawostką może być fakt, że Moniuszko, inspirując się tekstem Aleksandra Fredry, do niektórych ustępów nie napisał muzyki. Reżyser Roberto Skolmowski wybrnął z tego impasu bardzo pomysłowo i zaprosił Fredrę… na scenę WOK, jako jednego z bohaterów dzieła. W „Noclegu w Apeninach” występują m.in. Rafał Songan, Rafał Żurek i… Aleksandra Nieśpielak, aktorka dobrze znana sympatykom polskich seriali („Złotopolscy”, „Zostać Miss”, „Kryminalni”).

Obie opery pokazują Moniuszkę z nowej strony, głównie dlatego, że pochodzą z początkowego okresu jego twórczości, jeszcze zanim powstały „Halka” i „Straszny dwór” uchodzące za polskie opery narodowe. Jak wskazuje dr Grzegorz Zieziula, takich niespodzianek może nas czekać więcej:

Pytanie, czy otworzą się archiwa na wschodzie […] Wszystko wskazuje na to, że w Moskwie czy w Petersburgu znajdują się teatralne kopie dzieł Moniuszki wywiezione wraz z całą Biblioteką Teatru Wielkiego w roku 1915 w trakcie ewakuacji Rosjan z Warszawy.

Patrząc na efekty współpracy naukowców i artystów Warszawskiej Opery Kameralnej na przykładzie „Die Schweizerhütte”, bardzo byśmy sobie tego życzyli.