Cyrulik sewilski
Nieliczne są opery, które wniosłyby do repertuaru gwiazd wokalistyki tak wiele popisowych arii – prawdziwych perełek, funkcjonujących dziś samoistnie – a które przy tym utrzymują się wśród tytułów najczęściej pojawiających się na afiszach teatrów operowych.
Opera Gioacchina Rossiniego oparta na libretcie Cesarego Sterbiniego, inspirowanym komedią Pierre’a Beaumarchais’go (1775 rok), miała swoją premierę w rzymskim Teatro Argentina 20 lutego 1816 roku. Od tego czasu nieustannie wystawiana, gości na scenach operowych świata, a publiczność wciąż odkrywa piękno zawarte w jej zaledwie dwóch aktach. To bezspornie najpopularniejsze dzieło Rossiniego i jedna z najczęściej wystawianych oper – doskonała, pełna akcji i humoru, z przepiękną warstwą muzyczną obfitującą w błyskotliwe partie wokalne. Słynne arie pochodzące z „Cyrulika sewilskiego”: „Largo al factotum”; „Una voce poco fa” czy „La calunnia”, zachwycają na koncertowych estradach wykonywane przez mistrzów kunsztu wokalnego. Trudno byłoby nie wspomnieć także o otwierającej całość uwerturze, która należy do koncertowego kanonu jako samoistne arcydzieło. I wreszcie słynne „Temporale” z drugiego aktu: kiedy wszystko jest już zagmatwane, a intrygi doprowadzają do niebezpiecznego wrzenia – burza godzi wszystkich, a to, co po niej następuje, wprowadza nas w atmosferę szczęścia i ukojenia.
Rossini miał skomponować arcydzieło za 400 skudów. Potrzebował na pracę niespełna miesiąca, zgodził się też czuwać nad jego prawykonaniem i poprowadzić pierwsze trzy wystawienia. Kompozytor napisał swoją operę – w zależności od informacji źródłowych – w 20 bądź 25 dni. Historia premierowego wystawienia „Cyrulika” mogłaby stać się podstawą do fabuły znakomitego filmu. Co więcej, barwna opowieść o perypetiach związanych z premierą nie doczekałaby się happy endu, zakończyła się ona bowiem fiaskiem – przedstawienie z trudem dobiegło końca przy akompaniamencie krzyków i gwizdów. Był to efekt wojny między wyznawcami kunsztu Giovanniego Paisiella – autora popularnej wówczas i cenionej opery o tym samym tytule – a zwolennikami Rossiniego. Sama premiera usiana była wpadkami, począwszy od cavatiny Almavivy (nie stroiła gitara). Zbyt krótka aria wielbionej przez rzymską publiczność Gertrudy Righetti-Giorgi nie powetowała tej straty. Arie, które później stały się hitami operowymi, wówczas przeszły bez echa. Premierę można więc śmiało określić mianem katastrofy. Rossini nie przybył dyrygować kolejnego dnia – zasłonił się chorobą – jednak już tego samego wieczoru pod jego domem stawili się zwolennicy nowego dzieła. Karta się odwróciła. Kolejne wystawienia zaczęły wzbudzać uznanie, potem zachwyt. Jego kompozycja powoli wkraczała do operowego Panteonu. Recenzenci z czasem zaczęli wyraźnie faworyzować jego dzieło – przyćmiło ono inne opery bazujące na dramacie Beaumarchais’go. Cyrulik sewilski Rossiniego skutecznie odstawił na boczny tor kompozycję Paisiella. Jeden z krytyków wiedeńskich szukał nawet odniesień do Mozarta: Wysłuchałem „Cyrulika” Rossiniego po raz drugi. Widocznie mój gust bardzo się popsuł, skoro ten Figaro wydaje mi się bardziej atrakcyjny od Figara z „Wesela” Mozartowskiego.
Warszawska publiczność pierwszy raz wysłuchała arcydzieła Rossiniego w 1825 roku. Zachwycił się nim między innymi Fryderyk Chopin, który był wielkim orędownikiem geniuszu Rossiniego.
W poczet wielkich interpretacji „Cyrulika sewilskiego” bezspornie wpisuje się realizacja Warszawskiej Opery Kameralnej. Prezentowana w najbardziej renomowanych salach, w tym w Paryżu i Tokio, stała się wizytówką tej sceny, a liczne wybitne kreacje partii solowych zapisały się w historii polskiej sztuki operowej.
Piotr Iwicki
Obchody 50-lecia pracy artystycznej Jitki Stokalskiej
Pół wieku piękna
Mogła być niekwestionowaną gwiazdą reżyserii dramatycznej u naszych południowych sąsiadów. Jednak dzięki jej własnym wyborom zyskaliśmy postać wręcz ikoniczną dla polskiej sztuki. Jitka Stokalska, urodzona w Pardubicach, absolwentka Wydziału Reżyserii Dramatu Wyższej Szkoły Teatralnej w Pradze jeszcze w czasie studiów przyjechała do Polski. To wówczas, a był to rok 1965, odbyła staż u boku Kazimierza Dejmka w Teatrze Narodowym, by błyskawicznie stać się jego asystentką. Wtedy jeszcze nikt nie mógł przewidzieć, że sympatyczna, bezkonfliktowa, niezwykle lubiana i ceniona przez całe środowisko Czeszka wypracuje własny styl, naznaczony artystyczną głębią, wnikliwością i kompetencją płynącą z wiedzy i pracowitości.
Jej artystyczną drogę wyznaczają kamienie milowe kariery reżyserskiej: Teatr Polski w Bielsku-Białej, Teatr im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu czy nasz Olimp sztuki dramatycznej – Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie. W 1968 roku objęła stanowisko reżysera w Teatrze Współczesnym im. Edmunda Wiercińskiego we Wrocławiu. Szybko jednak miało się okazać, że Jitka Stokalska ma coś, co predysponuje ją do pracy w teatrze operowym: wyczucie melodii ludzkiego głosu, frazy, przenikania się sztuk, zatarcia granic między tym, co wypowiedziane a tym, co wyśpiewane. W tym wszystkim Jubilatka nie tylko szybko odnalazła swoje powołanie, lecz także wyznaczyła kanon.
W 1973 roku związała się z Warszawską Operą Kameralną. Jitka Stokalska jest jednym z najcenniejszych odkryć Stefana Sutkowskiego. Dziesiątki premier dzieł od baroku po współczesność uczyniły z niej reżyserkę, której śmiało można przypisać miano niezwykle wszechstronnej. Wśród jej realizacji znalazły się ikoniczna wersja „Wesela Figara” – fundament dalszego bogatego repertuaru Mozartowskiego Warszawskiej Opery Kameralnej – gigantyczny cykl oper włoskich z dziełami Gioacchina Rossiniego i Gaetana Donizettiego na czele czy wreszcie mistrzowskie kreacje Haendlowskie. To wszystko dopełniły liczne polskie opery, zarówno te wpisane w kanon, jak i współczesne. Również w Warszawskiej Operze Kameralnej w 2004 roku zrealizowała światową premierę pierwotnej wersji (zwanej brneńską) opery „Jenufa” Leoša Janáčka. Jej kunszt i dokonania pod szyldem Warszawskiej Opery Kameralnej sławiły polską sztukę operową na najbardziej prestiżowych scenach Europy i poza jej granicami.
Od 1994 roku jest wykładowcą Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie (wcześniej Akademia Muzyczna im. Fryderyka Chopina), gdzie dzieli się ze studentami wiedzą z zakresu aktorstwa operowego.
Sztuka Jitki Stokalskiej to nieustanne zgłębianie dzieła w poszukiwaniu tego, co kompozytor miał do przekazania odbiorcy. Nie podąża drogą na skróty, nie stara się szokować, mizdrzyć do słuchaczy, nie szuka sensacji. Kunszt Reżyserki objawia się w dążeniu do prawdy, co w dzisiejszych czasach zdaje się wręcz niemodne. Ale właśnie to sprawia, że jej artystyczne wizje trwają, a artyści debiutujący pod jej skrzydłami goszczą na najważniejszych estradach świata. Jej artystyczne kreacje to nie komety, które błyszczą chwilę i gasną. Jitka Stokalska to prawdziwa gwiazda, a jej sztuka promienieje samoistnie. Niech trwa!
Piotr Iwicki