34. Festiwal Mozartowski w Warszawie
Bazylika Archikatedralna Świętego Jana Chrzciciela w Warszawie
Wolfgang Amadeusz Mozart
Requiem d-moll, KV 626
Aleksandra Olczyk | sopran
Ewa Menaszek | alt
Sławomir Naborczyk | tenor
Mariusz Godlewski | bas
Zespół Wokalny Warszawskiej Opery Kameralnej
Kierownik Zespołu Wokalnego | Krzysztof Kusiel-Moroz
Zespół Instrumentów Dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej
Musicae Antiquae Collegium Varsoviense (MACV)
Dyrygent | Eugene Tzigane
O „Requiem” Wolfganga Amadeusza Mozarta napisano całe tomy. O tajemniczym zamówieniu; o wycieńczonym pracą i życiem organizmie młodego przecież wciąż człowieka; o walce z czasem… Mozart nie znał nazwiska osoby zamawiającej dzieło, a był nią – co wiemy dzisiaj – hrabia Franz Walsegg: muzyczny amator, który zwykł zamawiać i przywłaszczać sobie cudze kompozycje. Z tego powodu przez wiele lat snuto rozliczne domysły na temat okoliczności tego zamówienia – jedną z najsłynniejszych interpretacji tego epizodu można odnaleźć w filmie „Amadeusz” Miloša Formana.
Mozart, mimo zapłaty „z góry”, nie od razu przystąpił do pracy. Nie miał zresztą na to zbyt wiele czasu, bowiem równolegle tworzył opery: „Czarodziejski flet” i „Łaskawość Tytusa”. Gdy wreszcie zabrał się do komponowania mszy, podupadł na zdrowiu. Złożony chorobą, w ostatnich dniach swojego życia podyktował swojemu przyjacielowi – Franzowi Xaverowi Süssmayrowi – kolejne frazy „Requiem”. Między jawą a gorączką komponował w przekonaniu, że będzie to msza żałobna za jego duszę. Umarł 4 grudnia 1791 roku, mając 35 lat, w trakcie dyktowania ósmego taktu
przepięknej „Lacrimosy”. Süssmayr musiał sam dokończyć szkice przyjaciela. Oryginalne Mozartowskie frazy: „Dies Irae”, „Confutatis” czy „Tuba mirum” (podobnie jak „Lacrimosa”) dowodzą geniuszu kompozytora. Natomiast demoniczne „Sanctus”, melancholijne „Benedictus” i dotykające romantycznej nuty „Agnus Dei” to już dzieło Süssmayra. Kontynuator osiągnął poziom godny swego mistrza.
Ze wspomnień Benedikta Schaka, przyjaciela domu Mozartów, możemy dowiedzieć się, że w grudniu 1791 roku odbyła się śpiewana próba fragmentów dzieła. Podobno przy pierwszych taktach Lacrimosy Mozart wybuchnął płaczem, odłożył partyturę i jedenaście godzin później, około pierwszej w nocy, zmarł… „Słyszę tu głos samego Mozarta – pisał w swoim „Dialogu muzycznym” wybitny austriacki dyrygent Nikolaus Harnoncourt – modlącego się z największą żarliwością, ufnego jak chore dziecko, które spogląda na matkę i wtedy wszystkie jego lęki pierzchają”. Tak, słuchając „Requiem” Mozarta – tych genialnych fraz stworzonych przez natchnionego geniusza – możemy pomyśleć, że nie ma strachu, kiedy przychodzi śmierć. Choćby przez chwilę.