Michał Dobrzyński
TANGO
Opera w trzech aktach. Oryginalna polska wersja językowa.
Spektakl wyjazdowy – Opera Krakowska
Libretto | Michał Dobrzyński, na podstawie dramatu S. Mrożka
Premiera | 8 grudnia 2017 r.
REALIZATORZY:
Reżyseria | Maciej Wojtyszko
Kierownictwo muzyczne | Piotr Sułkowski
Scenografia | Katarzyna Gabrat-Szymańska
Kostiumy |Wiganna Papina
Choreografia i Ruch sceniczny| Jarosław Staniek
OBSADA:
Artur | Jan Jakub Monowid
Edek | Piotr Nowacki
Eugeniusz | Karol Skwara
Eleonora | Joanna Freszel
Eugenia | Marzanna Rudnicka
Stomil | Piotr Płuska
Ala | Aleksandra Żakiewicz
Kierownik | Krzysztof Kusiel-Moroz
Dzieło nie powstaje na pustyni
Rozmowa z MICHAŁEM DOBRZYŃSKIM, kompozytorem, autorem libretta do Tanga.
Pana współpraca z Warszawską Operą Kameralną procentuje drugim dziełem bazującym na klasyce polskiego dramatu. Po „Operetce” Witolda Gombrowicza przyszła kolej na „Tango” Sławomira Mrożka. Czy przenoszenie dramatu na język opery staje się Pana specjalnością?
Michał Dobrzyński: W sposób szczególny inspiruje mnie komponowanie muzyki ze starannie wyselekcjonowanym tekstem. On, naturalnie, z jednej strony w pewien sposób mnie ogranicza, ale z drugiej – wyzwala energię twórczą innego rodzaju. Pobudza wyobraźnię, być może nawet bardziej niż sztuki wizualne, ponieważ obraz, kształt, pełny kontekst czytanego słowa powstaje całkowicie w mojej wyobraźni, stopniowo. Odnajdywanie w tekście elementów, które później podporządkowuję autonomicznej idei muzycznej, tworząc niejako od nowa ożywione, skonkretyzowane muzyką postaci i sytuacje, to nie tylko samo tworzenie, komponowanie muzyki. To szeroko zakrojone, by tak rzec, poszukiwania na wielu obszarach wyobraźni. Natomiast nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy przenoszenie dramatu na język opery jest moją specjalnością. Nie zaprzeczę, że ten rodzaj twórczości daje mi szczególną satysfakcję intelektualną. Zawsze miałem zamiłowanie do rozwiązywania różnego rodzaju łamigłówek, a to jest konkretne „zadanie” twórcze do rozwiązania.
Na czym polega główna trudność przy adaptacji tak wyrafinowanych i wybitnych dzieł na cele operowe?
Właśnie na tym, o czym powiedziałem przed chwilą. Uściślając: zarówno Gombrowicz, jak i Mrożek mówią nam coś o świecie, w którym żyjemy, o ludzkiej naturze, o historii. Nie jest to jednak w żadnym wypadku przekaz prosty, jednobarwny. Dlatego właśnie żadne streszczenie nie może dać pojęcia o tym, co jest tam zawarte. Teksty Gombrowicza i Mrożka są w pewien sposób palimpsestowe, odwołują się do różnych konwencji, ale posiadają własny język oraz pewien charakterystyczny, zarezerwowany tylko dla twórców najwybitniejszych sposób mówienia o rzeczywistości. Dlatego prawdziwą trudność stanowi wybór, który z założenia coś eksponuje, ale czegoś pierwotnego tekstu pozbawia. Dla mnie ważne jest, by próbować odnaleźć własny sposób, własny język i swoją formę, która, jak gdyby w nadrzeczywistości jest możliwie równoległa: tzn. tożsama i autonomiczna zarazem względem idei, wokół której autor buduje cały tekst. Nie interesują mnie proste tropy w interpretacji tekstu.
Na czym polega siła, ponadczasowość i uniwersalność dzieła Sławomira Mrożka, która sprawia, że jest ono atrakcyjne jako baza do artystycznych działań?
Myślę, że jest to pytanie dla badaczy tej literatury. Ja mogę jedynie powiedzieć, co mnie zainspirowało, szczególnie w sensie muzycznym. A jest to według mnie doskonała koncepcja dramaturgiczna dzieła, czytelność postaci i sytuacji, konteksty społeczne zawarte w dramacie oraz, w moim odczuciu, niebywała aktualność tego tekstu. Mam tu na myśli przede wszystkim postać Edka, przez którą Mrożek pokazuje skutki rezygnacji z dialogu (również społecznego), przerażające zwycięstwo pustki intelektualnej, rezygnacji z wartości, która prowadzi, mówiąc wprost, do „zezwięrzęcenia” człowieka. Pytanie o to, w jakim świecie chcemy żyć, czym są i jakie znaczenie mają dla nas wartości, jest zawsze aktualne. To jest też pytanie o to, czym jest dla nas wolność i gdzie przebiegają jej granice, na które Mrożek nie daje jednoznacznej odpowiedzi.
Mówi się, że poezja to jest to „coś”, co ulatuje w przekładzie. Czy według Pana „Tango” mimo swojej muzycznej konotacji w tytule, jednocześnie będącej synonimem tańca przez wiele dekad określanego mianem wyuzdanego, posiada jakiś określony rytm czy śpiewność, wpisujące naturalnie wersy dramatu w pięciolinie partytury?
I tak, i nie. Wcale nie w sposób oczywisty w dramacie funkcjonuje tytułowe tango. Patrząc z mojej, kompozytorskiej jednak perspektywy, kluczową sprawą było odpowiednie „rozegranie” tego, jakie ma być słynne tytułowe tango. Podobnie jak w przypadku pisania Operetki nie mogłem w prosty sposób pójść za namową Gombrowicza, który w didaskaliach sugerował melodie łatwe, stare, w stylu wiedeńskiego walca, tak w przypadku Mrożka końcowa La cumparsita od początku stanowiła dla mnie tylko pretekst twórczy, wręcz prowokujący do własnego odszukania klucza do tego, czym jest i jakie jest znaczenie tanga w Tangu Mrożka. A ile jest, w sensie muzycznym, tanga Tangu? Na to już odpowiedziałem, komponując muzykę, a Państwu pozostawiam tę interpretację.
Rozbudowana sekcja perkusji z niemal solową partią wibrafonu, czelesta, wirtuozowsko traktowany akordeon… Stosuje Pan dosyć niesztampowy, jak dla opery, aparat wykonawczy.
Nie ma czegoś takiego jak sztampowy czy niesztampowy aparat wykonawczy. Czy można powiedzieć, że ktoś, kto – dajmy na to – podejmuje gatunek kwartetu smyczkowego, funkcjonującego od przeszło trzech wieków w historii muzyki, jest z założenia akademikiem? Liczy się tylko dzieło, a każdy jego element powinien być nierozerwalny z całością, niemożliwy do usunięcia bez jakiegoś „utrącenia” idei funkcjonującej w dziele.
Czy można mówić o stylistycznych inspiracjach w muzyce innych kompozytorów przy tworzeniu opery takiej jak ta?
Zawsze można mówić o inspiracjach muzycznych. Czym innym jest jednak inspiracja, a czym innym epigoństwo, którego w prawdziwej sztuce nie wolno tolerować. Jednak nie można też zapominać, że dzieło nie powstaje na pustyni, ale chcąc nie chcąc, niemal zawsze wpisuje się w jakąś tradycję, w szczególności, gdy mówimy o operze.
Libretto znalezione pod latarnią
Tango Sławomira Mrożka jest smutną komedią opowiadającą o młodzieńcu, który utraciwszy jakąkolwiek wiarę, zaczął poszukiwać sensu życia. Warto dostrzec podobieństwa tego utworu do Hamleta: i tu, i tu zdrada matki, bunt przeciw hipokryzji życia rodzinnego, pogoń za władzą i bolesne konsekwencje, które ponosi wrażliwy na brak sprawiedliwości bohater w zderzeniu z rzeczywistością. Są to podobieństwa uderzające. Władza jako temat równocześnie tragiczny i komiczny, władza, która jest zaskakującą praprzyczyną, sprężyną zmieniającą wszystko. Nic zatem dziwnego, że Tango, jako jedna ze sztuk opartych na silnej strukturze archetypicznej, do dziś krąży z powodzeniem po scenach całego świata. Potencjał ma ten tekst ogromny, a jego muzyczność jest inspirująca. Sądzę, że pomysł, aby właśnie na bazie Tanga stworzyć polską operę, zasługuje na uznanie. Oto mamy mądry, przewrotny utwór literacki i myśli zawarte w słowach, które wręcz podpowiadają dźwięki, proszą, aby je usłyszeć. Dźwięki organicznie związane z językiem polskim, z melodią zawartą w tekście. Michał Dobrzański usłyszał. My wszyscy – pozostali współtwórcy tego wydarzenia – staraliśmy się jak najrzetelniej odczytać intencje obu autorów i z zaskoczeniem odnajdowaliśmy w muzyce kolejne zabawne, oryginalne i równocześnie wierne przesłaniu Mrożka harmonie. Znałem Sławomira Mrożka osobiście, byłem reżyserem krakowskiej prapremiery Miłości na Krymie. Zwykle był bardzo powściągliwy w wyrażaniu opinii i emocji, więc pewnie nie wybuchnąłby entuzjazmem na wieść o tym, że na bazie jego Tanga powstała opera. Mam nadzieję, że po obejrzeniu i usłyszeniu naszego spektaklu nie poczułby się zdradzony i wyartykułował jakiś równoważnik zdania typu: „Można i tak”, „Niech tam”, „Także” lub „Niech będzie”.
Maciej Wojtyszko, reżyser
Sukces operowej adaptacji Operetki Witolda Gombrowicza, wystawionej na scenie Warszawskiej Opery Kameralnej dowodzi, że przełożenie klasyki polskiego dramatu na język opery, mogą wieńczyć znakomite recenzje krytyki i entuzjazm melomanów. A to nieczęsto występuje w parze!
Presto
U Dobrzyńskiego słychać pseudobarokowy chorał protestancki, niby-Mozartowskie ansamble, ekspresjonizujący Sprechgesang, atonalne, basowe uderzenia niskich dźwięków, jak z najciemniejszego Berga, impresjonistyczną mgłę, dodekafoniczne serie, operetkowe i musicalowe songi. Rewolucyjna wręcz mieszanka…
Michał Zdunik – Teatr