Halleluja po niemiecku

maestro.pl – 17.06.2025

 

Pomysł, aby podczas Festiwalu Mozartowskiego wykonać Haendlowskiego Mesjasza w opracowaniu W.A. Mozarta, który do tego kazał śpiewać w oratorium wszystko po niemiecku, wydaje się oryginalny choć może nie całkiem odkrywczy. Z przygotowanych materiałów dowiedzieliśmy się, iż pierwszy koncert z poprawioną i nieco przerobioną wersją dzieła odbył się 6 marca 1789 roku, czyli prawie dokładnie 30 lat po  ostatnim wykonaniu za życia Georga Friedricha Haendla. Fakt ten nie miał pewnie dla Geniusza z Salzburga wielkiego znaczenia, natomiast miejsce prezentacji utworu w pałacu hrabiego Johanna Esterhazy’ego na pewno nie było przypadkowe.

 

Messias 1

 

Słynna rodzina z wielkimi, królewsko-cesarskimi ambicjami, gotowa była wykorzystać każdy pretekst, aby uwiarygodnić i utwardzić przekonanie o swoim znakomitym pochodzeniu, choć co do tego mogły być niejakie wątpliwości. W podwiedeńskim pałacu Esterhazych, gdzie jest wielka sala koncertowa na kilkaset osób do dziś służąca melomanom, wisi na ścianie sporych rozmiarów tablica z drzewem genealogicznym rodu, gdzie jak wół stoi, iż rodzina może się pochwalić nawet przodkami wziętymi z Biblii. Zatem okazja udowodniania, że u Esterhazych jest własna, niemieckojęzyczna wersja Mesjasza, należała do wydarzeń z najwyższym priorytetem. Czy wersja utworu w opracowaniu Mozarta jest lepsza od oryginalnej Haendla – trudno powiedzieć, bo podobno autor też wciąż przerabiał partyturę. W tym jednak wypadku Mistrz poprawiał Mistrza, a efekt bardzo ładnie ocenił współczesny spec od muzyki dawnej Marc Minkowski, który  także zabrał się za Mozartowską rekonstrukcję oratorium. „Rzucił oświetlenie: jakby van Gogh namalował Monę Lisę, jak malarz dodający swoje kolory z różnymi harmoniami. To całkowita przemiana, a jednak wciąż pozostaje to Mesjasz” – powiedział po wykonaniu.  W stosunku do wersji angielskojęzycznej jest tu więcej instrumentów dętych, Mozart pozamieniał trochę niektóre numery, może lekko skrócił, ale najważniejsze zręby dzieła pozostały niewzruszone. Dobrze też najjaśniejsze partie chóralne poprowadził Bartosz Michałowski, zwłaszcza tam, gdzie barokowy kompozytor postanowił zarówno narodzinom Zbawiciela, jak i hymnowi pochwalnemu z udziałem trąb anielskich nadać tym częściom maksimum patosu. W innych partiach fugowanych dyrygent narzucił dosyć szybkie tempa, wykonacy nawet przebąkiwali, że za szybkie.

Jednak trzeba pamiętać, iż Bartosz Michałowski jest dyrektorem Chóru Filharmonii Narodowej, a tutaj nowy szef artystyczny Krzysztof Urbański nie pozwala zbyt klasycznie ciągnąć frazy, co zaobserwowali odbiorcy IX Symfonii Beethovena. Trzeba się więc szykować, mimo zastoju naszego drugiego kosmonauty, na duże przyśpieszenia.

 

Messias 3

 

Der Messias wypadł więc bardzo uroczyście, pięknie sprawdziły się partie instrumentalne wykonywane przez Zespół Instrumentów Dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej MACV oraz przygotowany przez Krzysztofa Kusiel-Moroza Zespół Wokalny WOK. W szybkich tempach nikt się specjalnie nie pogubił, a zwłaszcza soliści, których było czworo.

 

Messias 2

 

Najciekawszym, dobrze postawionym i silnym sopranem posłużyła się Joanna Kędzior. Jej partnerka z głosem mezzosopranowym Zuzanna Nalewajek, jeszcze niedawno szalejąca po scenie Teatru Wielkiego w Łodzi w roli Pinokia, także sięgała wysokich tonów, bo ponoć Mozart postanowił, że zamiast altu, jak u Haendla, będzie się posługiwał głosem mezzo. Partię basową wziął na siebie Sebastian Szumski, zaś Karol Kozłowski – tenor wzbogacił swe arie pełne koloratur wykrzyknięciami w kulminacyjnych momentach.  Publiczność długo oklaskiwała koncert oratoryjny w akustycznej, z niewielkim pogłosem, sali Zamku Królewskiego w Warszawie, gdzie hostessy ubrane  w stroje z okresu Księstwa Warszawskiego rozdawały zbyt rozgranym słuchaczom wachlarze z nadrukiem Mozart Junior Festival.

Skip to content