Mozart na „Warsaw Autumn” – maestro.net.pl

Mozart na „Warsaw Autumn”

Joanna Tumiłowicz

Opublikowano: niedziela, 06, lipiec 2025 20:09


Choć kalendarzowo mamy lato, ale muzycznie zapachniało Warszawską Jesienią w okolicach Basenu Artystycznego Warszawskiej Opery Kameralnej. Powodem takiego zaburzenia była premiera widowiska operowego La Finta Semplice (Udana naiwność, a może Fałszywie niewinna) według Wolfganga Amadeusza Mozarta.

Autumni 1

Ponoć autor tego zabawnego dziełka miał pisząc je zaledwie 12 lat, ale sądząc po komplikacjach fabularnych libretta powinien być nieco starszy. Jeśli bowiem dziecku kazano by opracować muzycznie temat kobiecego kokietowania mężczyzn, gdzie jednym z argumentów są pieniądze, to musiało by chyba zapytać mamy, jak to właściwie jest. A już do zilustrowania popularnej na polskim Podhalu maksymy „gdy chłop baby nie bije, to jej

Ale dajmy spokój złośliwościom. To co zobaczyliśmy przerastało wszystkie wyobrażenia o Mozarcie, a tym bardziej o Mozart Junior Festival. Przedstawienie tryskało humorem, ruchem, kolorami, a przede wszystkim wzbogaconą partyturą klasycznej farsy z elementami commedia dell arte.

Tutaj wszystko okazało się możliwe, np. wprowadzenie najniższych tonów klarnetu kontrabasowego do szczątkowej jazzującej Uwertury, albo swobodne towarzyszenie śpiewającym klasycznie solistom, gdzie praktycznie żaden dźwięk ani fraza nie trafiały w akordy akompaniamentu. Wszystkie te ponowoczesne nowalijki wprowadził do partytury Tomasz Pokrzywiński, wiolonczelista i dyrygent, szef Trio Bastarda rozszerzonego jeszcze o skrzypce, fortepian, harfę a nawet gitarę elektryczną.

Grający na tym ostatnim instrumencie Igor Wiśniewski nie poskąpił sobie przyjemności parodiowania innych artystów posługujących się, jak np. Keith Richards, tym sześciostrunowym potworem. W każdym razie, gdyby sam Mozart zobaczył jak odważnie postępuje się z jego młodzieńczym utworem byłby nieco zdziwiony, ale w sumie uczciwie rozbawiony. Pomysł swobodnego potraktowania libretta mającego pierwowzór gdzieś w pracach weneckiego komediopisarza Carla Goldoniego, należał do naszej wspaniałej operowej reżyserki Jitki Stokalskiej.

Wzięła sobie ona do pomocy tryskającą kreatywnym buntem maskaradowym scenografki i kostiumolożki Aleksandrę Reda, zaś przesuwające się na ekranie wirtualne ilustracje domalował Wojciech Kapela. Osobnym segmentem spektaklu, który pojawiał się niezależnie od muzyki i akcji scenicznej, był występ trzech breakdancerów, ponoć najlepszych na naszym rynku.

Autumni 4

Wypełniali oni swoimi akrobatycznymi popisami przewidziane przez reżyserkę i aranżera „okienka”, dodając do przebiegu tej farsy element zupełnego szaleństwa. Czy układ owych popisów był dziełem choreografki Wiolety Fiuk? Ponoć to ona wytypowała dla opery La finta Semplice trójkę beakdanserów. W każdym razie co jakiś czas wokaliści także wpadali w dyskotekowy trans, tyle, że bez owych przyziemnych ewolucji na głowie lub jednej ręce. Tutaj chyba zabrakło do pomocy innego specjalisty w tej kategorii Jakuba Józefa Orlińskiego.

Stronę głosową wypełniła siódemka śpiewaków nie praktykująca beakdance, dzielnie pokonująca wymogi bel canta w trakcie mimo wszystko dosyć forsownych ruchów, w czym absolutnym liderem okazał się bas Artur Janda demonstrujący podczas jednej z arii padaczkowy napad drgawek o podłożu erotycznym. Na szczęście obyło się bez interwencji medycznej. Jak ktoś nie wierzy niech odwiedzi Basen Artystyczny w Warszawie. Pewnie po wakacjach sprawa będzie jeszcze grana.

                                                                                                                                                                                           Joanna Tumiłowicz

Skip to content