Christoph Willibald Gluck
ORFEUSZ I EURYDYKA
Orfeo ed Euridice
Azione teatralne per musica w trzech aktach (wersja wiedeńska 1762 r.)
w oryginalnej włoskiej wersji językowej
Kompozytor |Christoph Willibald Gluck
Libretto | Ranieri de’ Calzabigi
Premiera | 2 marca 2019 r.
REALIZATORZY:
Kierownictwo muzyczne | Stefan Plewniak
Reżyseria | Magdalena Piekorz
Scenografia i kostiumy |Katarzyna Sobańska, Marcel Sławiński
Choreografia | Jakub Lewandowski
Reżyseria świateł | Paweł Murlik
Multimedia | Hektor Werios
OBSADA:
Orfeusz | Artur Janda / Szymon Komasa / Łukasz Hajduczenia
Eurydyka | Maria Domżał / Barbara Zamek
Amor | Sylwia Stępień / Eliza Safjan
Zespół Wokalny Warszawskiej Opery Kameralnej
Kierownik Zespołu Wokalnego | Krzysztof Kusiel-Moroz
Zespół Instrumentów Dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej
Musicae Antiquae Collegium Varsovie
Klawesyn | Ewa Mrowca
Tancerze | Kinga Duda, Magdalena Fejdasz, Dominika Wiak, Agnieszka Konopka , Natalia Dinges, Krzysztof Łuczak, Stanisław Bulder, Krystian Łysoń, Aleksander Kopański, Daniel Leżoń, Zuzanna Kasprzyk, Jarosław Mysona
Od reżysera
Orfeusz i Eurydyka Christopha Willibalda Glucka to jeden z najpiękniejszych utworów muzyki klasycznej opowiadający o miłości wystawionej na wielką próbę. Orfeusz po śmierci Eurydyki dostaje szansę, by zstąpić do piekieł i przywrócić ukochaną żonę do świata żywych. Warunkiem jest jednak to, że podczas wędrówki ani razu na nią nie spojrzy. Zadanie to stawia przed nim Amor, pośrednik Jowisza. Orfeusz podejmuje próbę i schodzi do Hadesu, poskramiając śpiewem piekielne Furie. Przepowiednia Amora o spotkaniu z ukochaną spełnia się. Przed nimi już tylko droga powrotna, która okaże się większym wyzwaniem, niżby można przypuszczać.
Naszym pomysłem na realizację dzieła Glucka było stworzenie wielowymiarowego spektaklu taneczno-muzycznego, który łączyć będzie klasyczną i współczesną formę wypowiedzi. Żeby oddać archetypiczny charakter utworu (utrwalonego przez tradycję mitu) w warstwie scenograficznej i kostiumowej nawiązaliśmy do antyku. Orfeusz i Eurydyka pojawią się na scenie jako posągi, które mają swoich odpowiedników wśród tancerzy (alter ego). Ci wyrażają ich emocje zamrożone przez przedwczesne rozstanie małżonków. Wraz z rozwojem akcji, ich postaci stają się coraz bardziej ludzkie, a kulminacyjne spotkanie Orfeusza i Eurydyki pokazuje, że jeśli chodzi o historię ludzkości w kwestii relacji poza kontekstem i czasem historycznym, nic się właściwie nie zmieniło.
Magdalena Piekorz
Począwszy od swej premiery 5 października 1762 roku na deskach wiedeńskiego Burgtheater Orfeusz i Eurydyka udanie kroczy przez kolejne sceny operowe świata, podbijając serca melomanów.
Polska premiera miała miejsce czternaście lat po prapremierze (1776 rok) i dwa lata po wystawieniu paryskim, które pokazało światu nową wersję dzieła. Wspomniane novum polegało na odejściu od angażowania do głównej partii kastrata, a powierzenie jej zgodnie z ówczesną modą tenorowi. O popularności i ponadczasowym pięknie dzieła świadczy fakt, że doczekało się ono znakomitej adaptacji ręką samego Hectora Berlioza, który doprowadził do powstania nowej, włoskojęzycznej wersji, która podbiła czołowe sceny Włoch (z La Scalą włącznie), a prowadzona przez dyrygenta Arturo Toscaniniego, zachwyciła melomanów nowojorskiej Metropolitan Opera.
Prowadząc Orfeusza i Eurydykę za pulpitem dyrygenckim stawali tacy giganci kapelmistrzowskiego fachu, jak: Bruno Walter, Pierre Monteux i Wilhelm Furtwängler. Dzieło z czasem w imię osiągnięcia realizmu scenicznego doczekało się kolejnej nowej wersji, w której główna partia męska została dedykowana barytonowi. Ta mnogość ujęć sprawiła, że na pewien czas zapomniano o oryginalnej Gluckowskiej, francuskojęzycznej wersji – powrócił do niej dopiero sam Fritz Reiner w londyńskiej Covent Garden w 1937 roku.
Kierownictwo muzyczne spektaklu objął Stefan Plewniak, artysta, o którym mówi się, że to jedno z najbardziej elektryzujących nazwisk tej dekady XXI wieku. Jeden z najwybitniejszych skrzypków barokowych młodego pokolenia, absolwent Akademii Muzycznej w Krakowie, Conservatory Maastricht Holandia oraz Conservatoire National Superier de Musique et Danse de Paris. Doświadczenie artysty w obcowaniu z muzyką dawną wykonywaną zgodnie z zasadami epoki na instrumentach dawnych ma tu niebagatelne znaczenie, gdyż poprowadzi on Zespól Instrumentów Dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej – Musicae Antiquae Collegium Varsoviense.
Od dyrygenta
Orfeusz i Eurydyka jest jednym z moich ulubionych mitów, ponieważ opowiada o miłości, która przezwycięża śmierć. Orfeusz jest postacią, która boskim śpiewem potrafi poskromić piekielne zjawy. Jest niezrównanym artystą i bohaterskim kochankiem. Sam mit porusza najbardziej egzystencjalne dla ludzkości pytania o miłości, śmierci, i to, co w nim najpiękniejsze, że autentyczną wiarą i miłością można pokonać wrota śmierci, a nawet więcej, wrócić z zaświatów z ukochaną osobą. Subtelna treść mówiąca o nieśmiertelności i nasze wyobrażenia o tym, co nas spotyka po śmierci sprawia, że opera Glucka jest osadzona na bardzo mocnym postumencie. Gluck w sposób bardzo nowatorski pochyla się nad swoimi postaciami Orfeusza, Eurydyki i Amora, konstruując bieg opery w taki sposób, alby miały czas na duchową przemianę, rozterki, wewnętrzną walkę, upadek, a w końcu i zwycięstwo.
Moje ulubione fragmenty opery to przejmujące chóry żałobne w pierwszym akcie; zjednanie Furii piekielnych, które otwierają Orfeuszowi przejście przez bramy piekieł na początku drugiego aktu. Arkadyjska aria Orfeusza, zachwyconego nad pięknem Elizjum, w którym przebywa Eurydyka. Mistrzowska scena prowadzenia Eurydyki przez Orfeusza piekielnym szlakiem; ich rozmowa i prawdziwe, z życia zaczerpnięte pytania, wątpliwości i ciekawość z ust Eurydyki, a jednocześnie męska stanowczość i postanowienie dochowania przysięgi w postawie Orfeusza, prowadzące do małżeńskiej kłótni w trzecim akcie i w konsekwencji finalny bieg wydarzeń, który gmatwa się, by prowadzić do nieoczekiwanego tryumfu. Opera ma wspaniały dramatyzm, wartki bieg akcji i wiele wzruszających, trzymających w napięciu chwil.
Stefan Plewniak
STRESZCZENIE
AKT I
Orfeusz po śmierci żony rozpacza nad jej grobem, do którego przybywają nimfy i pasterze w uroczystym chórze żałobnym; Orfeusz jest w stanie wymówić tylko imię Eurydyki (Chór i Orfeusz: „Ach, se intorno”). Orfeusz, chcąc pozostać sam odsyła pozostałych i śpiewa o swoim smutku w arii Chiamo il mio ben, której trzy wersy poprzedzone są ekspresywnymi recytatywami. Pojawia się Amor (Kupidyn), który mówi Orfeuszowi, że może udać się do Zaświatów i wrócić z żoną pod warunkiem, że nie spojrzy na nią, dopóki nie wrócą na Ziemię. Aby zmotywować Orfeusza do podjęcia próby, Amor informuje go, że jego obecne cierpienie będzie krótkotrwałe – aria Gli sguardi trattieni. Orfeusz postanawia podjąć się zadania.
AKT II
W skalistym krajobrazie Furie odmawiają przyjęcia Orfeusza w Zaświaty i śpiewają o psim strażniku Cerberze: „Chi mai dell’Erebo”. Kiedy Orfeusz, w akompaniamencie liry (reprezentowanej w operze przez harfę), błaga o litość w arii Deh placatevi con me, z początku Furie przerywają mu: „Nie!/Nie!”, ale w końcu jego śpiew oswaja upiory w ariach Mille pene i Men tiranne i zostaje wpuszczony: „Ach, quale incognito affetto”. Druga scena rozpoczyna się na Polach Elizejskich. Orfeusz przybywa i podziwia czystość powietrza w arioso: „Che puro ciel”, lecz nie znajduje pocieszenia w pięknie otoczenia, ponieważ nadal połączył się z Eurydyką. Błaga duchy, aby przyprowadziły mu jego ukochaną, co w końcu czynią (Chór: „Torna, o bella”).
AKT III
W drodze z Zaświatów Eurydyka jest zachwycona, że wraca na Ziemię, jednak Orfeusz, pamiętając o warunku postawionym przez Amora w pierwszym akcie, puszcza jej dłoń i odmawia spojrzenia na nią, nic jej nie wyjaśniając. Nie rozumiejąc jego zachowania, czyni mu wyrzuty, lecz on musi cierpieć w milczeniu (Duet: „Vieni, appaga il tuo consorte”). Eurydyka uważa to za znak, że już jej nie kocha i odmawia dalszej podróży, dochodząc do wniosku, że śmierć byłaby lepsza. Z żalu śpiewa o rzekomej niewierności Orfeusza w arii Che fiero momento. Nie mogąc dłużej wytrzymać, Orfeusz odwraca się i patrzy na Eurydykę, która ponownie umiera. Orfeusz śpiewa o swym żalu w słynnej arii Che farò senza Euridice? („Co mam zrobić bez Eurydyki?” / „Straciłem moją Eurydykę”). Postanawia popełnić samobójstwo, by dołączyć do Eurydyki w Zaświatach. W nagrodę za nieustanną miłość Orfeusza do Eurydyki Amor przywraca ją do życia i małżonkowie ponownie się jednoczą. Po czteroczęściowym balecie wszyscy śpiewają na chwałę Amora: „Trionfi Amore”.
***
Scenografia i kostiumy to dzieło Katarzyny Sobańskiej i Marcela Sławińskiego, którzy dali się poznać choćby z pracy przy “Zimnej wojnie” Pawlikowskiego. Za multimedia odpowiada Hektor Werios, a za światła Paweł Murlik. Ogromne pokłony należą się tancerzom na czele z fenomenalnym Jakubem Lewandowskim, który stworzył choreografię – piękną, emocjonalną, niezwykle czytelną, wręcz porywającą. Dzięki temu widowisko jest na równi operą i spektaklem tanecznym.
Anna Krajkowska – Gazeta Polska
Stefan Plewniak z niezwykłą energią poprowadził zespół Musicae Antiquae Collegium Varsoviense, dobrze wyważył proporcje między instrumentami dętymi a efektownie brzmiącymi smyczkami… W pamięci pozostanie pomysł scenograficzny Katarzyny Sobańskiej i Marcela Sławińskiego, by bohaterami tej opowieści stał się ożywający i wszechobecny na scenie biały marmur.
Jacek Marczyński, Rzeczpospolita
Wizualną stronę przedstawienia dopełniają reżyseria świateł i multimedia. Paweł Murlik (światła) i Hektor Werios (multimedia) są uznanymi specjalistami w swoich dziedzinach. Reżyserka z rodowodem filmowym i skompletowana przez nią ekipa spojrzeli na operę Glucka okiem filmowca. Stworzyli wiele zapadających w pamięć obrazów. Strona muzyczna nie ustępuje wizualnej. Gra Zespół Instrumentów Dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej Musicae Antiquae Collegium Varsoviense (MACV). Za pulpitem dyrygenckim tym razem stanął Stefan Plewniak – skrzypek specjalizujący się w muzyce barokowej i muzyk z temperamentem. Magdalena Piekorz charakteryzując go, używa słowa „dynamit”. Chórzystów w niektórych scenach wyprowadził na znajdujące się pod sufitem balkony, które na co dzień służą ekipie technicznej. (Nie przypominam sobie spektaklu, w którym były one wykorzystane w inscenizacji). Efekt akustyczny w maleńkiej przestrzeni Warszawskiej Opery Kameralnej stwarza widzowi wrażenie przebywania w samym środku wydarzeń.
Alina Ert-Eberdt – Segregatory
wyrafinowane estetycznie i piękne… Maria Domżał w roli Eurydyki była drugą gwiazdą tej premiery. Też ukostiumowana na posąg, lecz wyjątkowo żywa w reakcjach, śpiewała niezwykle pięknym sopranem, gęsto brzmiącym i raczej dojrzałym w barwie niż dziewczęcym, choć delikatnych tonów w jej frazach nie brakło. Ta żywość głosu i oczu świetnie stapiała się z życiem, jakie Plewniak nadawał dźwiękom dawnych instrumentów MACV. W długiej i nasyconej dramatyzmem scenie Maria Domżał, nie tracąc w śpiewie nic z wymogów stylu, przeżywała te zróżnicowane stany z wielką naturalnością, jak współczesna dziewczyna: najpierw rozzłoszczona, że ukochany gdzieś idzie i nie chce na nią spojrzeć, później zaskoczona, że znowu musi umierać.
Małgorzata Komorowska, Dziennik Teatralny
Warszawska Opera Kameralna stworzyła wielowymiarowy spektakl taneczno-muzyczny, który łączy klasyczną i współczesną formę wypowiedzi. Orfeusz i Eurydyka pojawią się na scenie jako posągi, które mieć będą swoich odpowiedników wśród tancerzy (alter ego).
Presto
Artur Janda wywiązał się z zadania wyśmienicie, a towarzyszyła mu orkiestra instrumentów historycznych. Nastrój antyku podkreślały interesujące kostiumy i makijaż artystów.
Bronisław Tumiłowicz, Przegląd