33. Festiwal Mozartowski w Warszawie
Teatr Warszawskiej Opery Kameralnej
Wolfgang Amadeusz Mozart
Czarodziejski flet
Die Zauberflöte
Opera w dwóch aktach z dialogami w języku polskim
Kierownictwo muzyczne: Marcin Sompoliński
Inscenizacja i reżyseria: Giovanny Castellanos
Wznowienie reżyserii: Jolanta Denejko
Scenografia: Rafał Olbiński
Kostiumy: Marcin Łobacz
Choreografia: Jakub Lewandowski
Reżyseria światła: Damian Pawella
Multimedia/grafika: Sylwester Siejna
Tancerze
Zespół Wokalny Warszawskiej Opery Kameralnej
Kierownik Zespołu Wokalnego: Krzysztof Kusiel-Moroz
Orkiestra Instrumentów Dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej
Musicae Antiquae Collegium Varsoviense
Czarodziejski flet KV 620 to opera oper. Bajka, baśń, utopia? Powiastka społeczno-polityczna? Traktat religijno-filozoficzny? Wszystko i nic. I wszystko. Bo choć o Die Zauberflöte napisano tomy, tysiące tomów, to rzecz nie przestaje zadziwiać, fascynować, wyczerpywać się, otwierać na nowe interpretacje. „«Die Zauberflöte» – pisał Alfred Eisntein – jest w stanie na równi oczarować dziecko, jak poruszyć do łez dorosłego, jak zachwycić mędrca. Każdy człowiek i każda epoka znajdzie w nim coś innego; tylko barbarzyńcy nie mają tu nic do powiedzenia”. Jeszcze Stefan Jarociński: „dziecinna ta baśń w rękach Mozarta […] przerodziła się w sugestywną wizję dobra i zła, miłości i nienawiści, mądrości i szaleństwa, szczerości i kłamstwa, odwagi i tchórzostwa, w wysublimowany obraz człowieczeństwa wspinającego się z największym trudem na coraz wyższy stopień dla osiągnięcia prawdziwego szczęścia”.
Czarodziejski flet jest ostatnią operą Mozarta, choć w katalogu utworów numer dalej znajdziemy jeszcze Łaskawość Tytusa. Ale to premiera Fletu odbyła się później, 30 września 1791 roku, w Theater auf der Wien prowadzonym przez Emanuela Schikanedera (w tym samym dniu w Pradze odbył się ostatni spektakl La clemenza di Tito, o czym w liście do Konstancji pisał sam kompozytor).
To właśnie Schikaneder przyszedł kilka miesięcy wcześniej do Mozarta z propozycją napisania nowej opery. On też wyreżyserował Czarodziejski flet . I zagrał rolę Papagena. Schikaneder wykorzystał sztuczki magiczne, zwierzęta i barokową maszynerię z mechanizmem do latania. Całość kosztowała go ponad 5 tys. guldenów (kilkaset tysięcy dzisiejszych polskich złotych). Nowy singspiel musiał być feerią, pysznym widowiskiem w zmiennej bogatej scenerii (ogród, drzewa, góry, gwiazdy, pałac, gaj, świątynia, piramidy, wodospad, wulkan). Mieszczący się na dziedzińcu kamienicy Freihaustheater był przecież prywatnym przedsięwzięciem wspieranym przez mecenasa, nie przez państwo. W walce o widza musiał liczyć się efekt.
Cały Wiedeń był zachwycony nową operą. „Największą przyjemność sprawił mi milczący aplauz!” – cieszył się jak dziecko w liście do Konstancji Mozart. – „Widać coraz wyraźniej, jak ta opera idzie w górę”. „Czarodziejski flet” oczarował nawet Salieriego i Caterinę Cavalieri, którzy powiedzieli, że to „prawdziwa opera” godna wystawienia podczas największych uroczystości, „a słuchacze z pewnością nie raz będą chcieli jej posłuchać, bo piękniejszego i przyjemniejszego przedstawienia na pewno nie widzieli”. Nie raz, nie dwa, nie trzy. Muzyka Mozarta krąży, wchodzi pod skórę, czaruje. Unosi. Nie daje spać.
***
Nie inaczej jest na scenie Warszawskiej Opery Kameralnej – w barwnej inscenizacji przedwcześnie zmarłego Giovanny’ego Castellanosa, z projekcjami opartymi na obrazach i grafikach wybitnego polskiego twórcy Rafała Olbińskiego. Popremierowe recenzje były więcej niż entuzjastyczne:
Opera Czarodziejski flet bywała już poddawana rozmaitym interpretacjom, tutaj zastosowano tradycyjną, zachowawczą i baśniową. Scenografię zgodnie ze swym rozpoznawalnym stylem naiwnego surrealizmu opracował Rafał Olbiński, zaś pełne fantazji, oparte trochę na motywach ze starożytnego Egiptu kostiumy zaproponował Marcin Łobacz. Chór kameralny przygotował Krzysztof Kusiel-Moroz. Honorowy patronat nad premierą objął Ambasador Austrii dr Werner Almhofer. Wiadomo, Austriakom Mozarta nikt nie odbierze (Joanna Tumiłowicz, Maestro.pl).
Przedstawienie jest wizualnie ładne, atrakcyjne i przyjazne dla widza, a to nieczęsto się przecież zdarza we współczesnym teatrze. Realizatorzy nie starali się odkryć w arcydziele Mozarta ukrytych sensów, choć jest ich tam mnóstwo, co starają się – czasami wręcz natrętnie – udowodnić inni realizatorzy. Bohaterem warszawskiej realizacji jest też Marcin Łobacz. Jego kostiumy inspirowane estetyką i kolorystyką prac Rafała Olbińskiego kreują spójny, surrealistyczny świat. Warto szczególnie docenić u tego projektanta świetne wyczucie niuansów barw i umiejętność ich łączenia w rozmaitych wariantach (Jacek Marczyński, „Rzeczpospolita”).