Premiera „Czarodziejskiego fletu” w nowej inscenizacji Giovanny’ego Castellanosa to główny punkt odbywającego się w Warszawskiej Operze Kameralnej Festiwalu Mozartowskiego. Hucznie zapowiadane wydarzenie nie rozczarowało, przeciwnie – dosłownie oczarowało publiczność, która nagrodziła artystów i twórców długimi owacjami na stojąco. Zachwyt ten wzbudziło znakomite wykonanie oraz niesamowita spójność wizualna.
O spektaklu zrobiło się głośno, gdy dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej Alicja Węgorzewska-Whiskerd z radością ogłosiła, że scenografię do „Czarodziejskiego fletu” robi Rafał Olbiński. Nagradzany na świecie twórca chętnie przyjął propozycję pracy przy dziele Mozarta. Było to nie lada wyzwanie, bowiem niewielka scena Opery Kameralnej wymaga od autorów spektaklu kunsztu i sprytu. – Przede wszystkim ta scenografia nie może przytłoczyć ludzi skalą. Trzeba zaskoczyć widzów niespodzianką, chciałoby się powiedzieć – pięknem. Jeśli to się uda, to fantastycznie – stwierdził Olbiński podczas rozmowy ze mną. I udało się. Autorzy strony wizualnej nie zdominowali spektaklu, a wydobyli z niego urok, magię i szyk. Duża w tym zasługa rewelacyjnego doboru kolorów. Dominujące na scenie różne odcienie granatu są pięknym, niezwykle dostojnym tłem. Dodają głębi pojawiającym się na nich fantastycznym grafikom, ale też nie przyćmiewają aktorów. Dużo tu motywów starożytnych i bajkowych. Nie sposób nie zwrócić uwagi na otwierające się i zamykające kocie oko. Ze scenografią doskonale wprost korespondują zachwycające kostiumy. Marcin Łobacz, młody projektant mody robiący zawrotną karierę w Londynie, stworzył stroje tak spójne z pracami Olbińskiego, że czasami miało się wrażenie, iż postacie wychodzą, wydobywają się ze scenografii. Coś niesamowitego! Wspomnę jeszcze, że w foyer WOK można oglądać wystawę „Imperium polskich Królowych Nocy”, co daje okazję do porównania różnorodnych strojów i scenografii