Ptasznik hedonista 21 czerwca 2019

Papageno to podobno alter-ego samego Mozarta – wesołek, hedonista, łatwo wpadający w zachwyt, jak i dający się opanować rozpaczy. Muzyka jemu towarzysząca jest lekka, skoczna, wyrazista. W jego przypadku kompozytor zastosował też banalnie prosty, a zarazem genialny zabieg. Gdy Królowa Nocy karze go milczeniem i zakłada na usta kłódkę, Papageno ratuje się śpiewaniem mormorando. Mało jest też w literaturze operowej równie radosnych duetów, jak ten końcowy Papagena z Papageną. Na tle Papagena inni bohaterowie opery – Tamino, Pamina, Sarastro, czy nawet Królowa Nocy, są postaciami pomnikowymi, wyidealizowanymi. Zaś Papageno jest ludzki. Na czwartym z kolei przedstawieniu Die Zauberflöte w Warszawskiej Operze Kameralnej rolę ptasznika kreował Paweł Trojak, zwycięzca konkursu wokalnego Antoniny Campi, artysta obdarzony świetnym i wyrównanym głosem, a zarazem posiadający wyraźny talent aktora komediowego. Nie przeszkadzało mu niezbyt szczęśliwe, ptasie nakrycie głowy z wyrastającym przed oczami fragmentem dzioba, wszelkie dialogi, zarówno śpiewane (po niemiecku) jak i wypowiadane (po polsku, co jest bardzo dobrym zwyczajem – tutaj mieliśmy tekst przetłumaczony przez Dorotę Sawka) wypadały lekko i z przymrużeniem oka. Na filmowej reklamie opery rolę Papagena kreował inny solista WOK, Artura Janda, którego koledzy typowali raczej na Sarastra, bo ładnie brzmią u niego tzw. doły. Janda śpiewa pięknie, wzorowo też posługuje się niemiecką wymową, ale w konkurencji na vis comica Trojak jest jednak lepszy. Być dobrym w operach Mozarta nie każdemu jest dane. Są np. śpiewacy, bez których opera sobie nie poradzi. Takim solistą – tenorem jest Aleksander Kunach, traktujący Mozartowskie frazy czysto i bez zbytniego wysiłku. Bez niego Tamino – bohater bez skazy – zawsze miałby jakieś braki. Lepiej jest z możliwością doboru solistek do roli Paminy. „Drugoobsadowa” Aleksandra Szmyd była zarówno ładna i ponętna, jak i delikatna i obdarzona miłym głosem sopranowym. Podobnie jest zresztą z obsadą Królowej Nocy, w którą na czwartym przedstawieniu przeistoczyła się bliska perfekcji we flautetach Maria Rozynek-Banaszak. Tradycyjnie wywołała owacje. Pełna obsada wokalna w tej operze liczy aż 16 osób i ważne role spełniają tutaj także mieszkańcy osiedla Sarastra, z liderem sekty na czele. Krzysztof Borysiewicz chyba spełnił pokładane w nim nadzieje, choć głos jego lekko się chwiał. Mniejszy wolumen, ale również niższą pozycję w sekcie pełnił Mówca Dariusz Górski. Jeszcze niżej w hierarchicznej organizacji uplasowali się dwaj Zbrojni zaś na samym dnie był wynajęty dla posługiwania ciemnoskóry Monostatos – Łukasz Wroński – w przedstawieniu mający jeszcze do pomocy dwóch zakutych w łańcuchy niewolników. Mozart nie pożałował też zatrudnienia dla dwóch „trójek klasowych”. Trzy Damy, wśród nich śpiewająca sopranem Marzanna Rudnicka i Trzech Chłopców. Ta druga grupa zwykle zatrudnia autentyczne dziecięce dyszkanty, co najczęściej sprawia, że ich głosiki w sposób uroczy detonują. Tym razem kierownictwo muzyczne opery, w osobie Marcina Sompolińskiego, zdecydowało się na głosy i wykonawców w pełni dorosłych i w związku z tym śpiewających w czystych tercjach. Tutaj III-cim Chłopcem został szczególnie wyrośnięty (to samo było w operze Wesele Figara w roli Cherubina) Jan Jakub Monowid, niezastąpiony jako barokowy kontratenor. Opera Czarodziejski flet bywała już poddawana rozmaitym interpretacjom, tutaj zastosowano tradycyjną, zachowawczą i baśniową reżyserię – dzieło mówiącego nieźle po polsku Latynosa Giovanny’ego Castellanosa. Scenografię zgodnie ze swym rozpoznawalnym stylem naiwnego surrealizmu opracował Rafał Olbiński zaś pełne fantazji, oparte trochę na motywach ze starożytnego Egiptu kostiumy zaproponował Marcin Łobacz. Chór kameralny przygotował Krzysztof Kusiel-Moroz. Honorowy patronat nad premierą objął Ambasador Austrii dr Werner Almhofer. Wiadomo, Austriakom Mozarta nikt nie odbierze.

 

Joanna Tumiłowicz

Źródło: http://maestro.net.pl/index.php/8701-ptasznik-hedonista

Skip to content