Halka Dejmka – wznowienie w Warszawskiej Operze Kameralnej

Rozmowa z Renatą Tokarską-Nikodem, asystentką Kazimierza Dejmka podczas realizacji Halki wileńskiej w 1983 r., reżyserką obecnego wznowienia w Warszawskiej Operze Kameralnej. Na zdjęciu poniżej z wykonawcami i realizatorami, w drugim rzędzie czwarta od lewej.

Czy odtworzyła Pani przedstawienie Kazimierza Dejmka 1:1?

Renata Tokarska-Nikodem: Tak i nie. Czuję się strażniczką konwencji, w której Dejmek zrealizował Halkę wileńską. W tym sensie jest to wierne odtworzenie, pozostające w ramach teatru staropolskiego.

To już moje czwarte wznowienie tego przedstawienia. Od premiery upłynęło ponad 30 lat. Dziś twórcy teatralni wychodzą na proscenium, stosują projekcje itp., a ta inscenizacja była zamknięta w pudełku sceny i dość statyczna. Trzymając się konwencji teatru staropolskiego, starałam się ją ożywić. Dodałam poloneza w I akcie i generalnie wprowadziłam więcej ruchu. Drobnych zmian wymaga każda nowa obsada. Znaczne zmiany w obecnym wznowieniu pociągnęły za sobą inna niż dotychczas partytura, zrekonstruowana specjalnie dla tego przedstawienia przez Macieja Prochaskę i wykonanie na instrumentach z czasów Moniuszki.

Jak nowy materiał muzyczny wpłynął na reżyserię?

Trzeba wiedzieć, że teatr staropolski jest daleki od weryzmu i dosłowności. Zasadniczą rolę odgrywają w nim symbole. Gesty, pozy, sposób poruszania się mają określone znaczenia. Inne frazy muzyczne sprawiły, że poprzednie układy scen przestały pasować i trzeba było stworzyć nowe. Muzyka na instrumentach z epoki brzmi bardziej finezyjnie niż na współczesnych – i to też wpłynęło na reżyserię.

Miałam ułatwione zadanie, ponieważ pracowałam z wykonawcami, którzy perfekcyjnie realizowali moje wskazówki. Z dyrygentem, Marcinem Sompolińskim, który jest nie tylko świetnym muzykiem, ale również sympatycznym człowiekiem, nadajemy na tych samych falach. Nie we wszystkim zgadzaliśmy się w stu procentach, ale zawsze osiągaliśmy kompromis.

Co Kazimierz Dejmek chciał najbardziej uwypuklić w tym przedstawieniu?

Najważniejsza była dla niego tradycja teatru staropolskiego. W pierwszym akcie wyeksponował tradycję szlachecką. Halka jest zazwyczaj odczytywana jako obraz konfliktu społecznego: uciskany lud – źli panowie. Dejmek był jak najdalej od tego. Jego zdaniem, lud się w Halce nie buntuje, nie wskazuje na to ani tekst, ani muzyka. Dejmek i tutaj wchodził w tradycję. Akcentował to, co ten lud robił. Przez cały tydzień ciężko pracował, a w niedzielę szedł do kościoła. Po mszy ludzie stawali w grupach przed kościołem i gadali „chłopy z chłopami, baby z babami”. W Halce czeka ich niecodzienne wydarzenie – ślub panicza. Tak potraktował to libretto.

Zależało mu na wydobyciu prawdy artystycznej i prostoty. Drobiazgowo omawiał z Janem Polewką kostiumy. Nie chciał krzyczących kolorami strojów zakopiańskich. Spódnica Halki ma delikatny wzór, zamiast kwiecistej chusty z frędzlami jest prosty, gładki szal. Na męskich spodniach nie ma parzenic. Kostiumy są ascetyczne, dominują stonowane beże i brązy. Bardziej kojarzą się z Huculszczyzną niż z Podhalem. Dziś już wiele straciły na uroku i barwie. Mają ponad 30 lat i były wielokrotnie dopasowywane do figur kolejnych wykonawców.

Nowy jest za to w anioł, który ma skłaniać widza do własnej interpretacji zakończenia.

Anioł doczekał się swojej historii. Na prapremierze, która odbyła się na festiwalu w Brighton był duży i zjeżdżał na scenę z góry. Na niewielkiej scenie Warszawskiej Opery Kameralnej bez zaplecza na górze, takie rozwiązanie nie było możliwe. Został wykonany drugi, nieduży anioł, który opadał na drugim planie i nie robił żadnego wrażenia. Bardzo mnie to irytowało.

Halka Dejmka – scenografia Jan Polewka

Podczas wznowień, które robiłam za życia Dejmka, za każdym razem do mnie mówił: „z tym aniołem to musisz coś wymyślić”. Ale albo nie było czasu, albo pieniędzy. Teraz się zmobilizowałam. Zadzwoniłam wcześniej do Jana Polewki i opowiedziałam, jak sobie wyobrażam tego anioła. Polewka zapalił się do mojego pomysłu. Nie tylko wykonał projekt, ale sam zamówił i nadzorował jego wykonanie. Nowy anioł sprawdził się na próbie generalnej. Całkowitej pewności, że jest właściwy nabrałam po premierze, kiedy Polewka stwierdził: „Dejmkowi na pewno by się on podobał”.

Czym było dla Pani spotkanie z Kazimierzem Dejmkiem?

Wiele się od niego nauczyłam. Był erudytą, w każdej dziedzinie miał coś do powiedzenia. Wbrew powszechnej opinii o jego oschłości czy nieprzystępności, zapamiętałam go jako człowieka bardzo ciepłego. Owszem, miał niewyparzony język, ale niepotrzebnie nie przeklinał.

Asystowałam mu przy kilku przedstawieniach. Halkę pokochałam za scenę, w której obłąkana Halka chce się zemścić, ale powstrzymuje ją dźwięk organów kościelnych. Nie jest w ciąży, jak sugeruje większość inscenizacji, nie rodzi na scenie, jak to pokazano w Operze Wrocławskiej. Uspokojona, z szala robi zawiniątko dla niemowlęcia, które Jontek brutalnie jej wyrywa. Tym jednym gestem Dejmek powiedział wszystko. Halki nie ma już w naszym świecie, żyje we własnym urojonym.

Chcę zwrócić uwagę, że Warszawska Opera Kameralna jest jedynym teatrem w Polsce, który wznowił przedstawienie Kazimierza Dejmka. Nie zrobił tego ani żaden teatr dramatyczny, ani operowy. Zapewne Dejmek jest obecny w pamięci tych, którzy się z nim zetknęli, ale na scenie można go zobaczyć tylko u nas.

Źródło:
https://www.segregatoraliny.pl/halka-dejmka-wznowienie/?fbclid=IwAR16FuWIWrCyRXK7IJXNRObLF4AmLkilflE7t74YsVzR7HvHnSc04IdPFTc

Skip to content