Sprechen Sie Moniuszko? 14 maja 2019

Zdradza ogromny talent, który kroczy własną drogą, choć niekiedy przypomina prace Rossiniego, Aubera, czy innego Meyerbeera. Znamionuje ogromną swobodę melodyczną, rytmiczną, pomysłowość w konstruowaniu ansambli i scen zbiorowych, ale nie posiada jeszcze wyraźnego idiomu, po którym rozpoznaje się utwory dojrzałego Moniuszki. Jest słowiańska śpiewność, ale jeszcze nie słychać frazy, która pojawia się w Halce, Strasznym dworze czy w Parii. Uwertura błyskotliwa, ale także trudno w niej zobaczyć autora Bajki, a finału nie powstydziłby się…nawet Verdi. Słuchamy więc pełnokrwistej muzyki operowej, choć intryga i konstrukcja jest raczej operetkowa. Fabułę Moniuszko zaczerpnął z naiwniutkiego singspielu niemieckiego, bo też libretto Die Schweizerhütte jest w języku Goethego i to on ponoć pierwszy spisał przygodę Mary, Michała i Maxa. W Warszawskiej Operze Kameralnej wprowadzono trafnie zamianę języka partii mówionych z niemieckiego na polski, co w tym teatrze staje się powoli regułą. Czy trzeba mieć pretensję do kompozytora, że brał się za taki temat? Reżyser Roberto Skolmowski tym bardziej poszybował w stronę farsową, aby rzecz nabrała cech ludowej pamiątki, od jakich uginają się stragany w rzeczonej Szwajcarii. A za motyw przewodni wybrał poczciwą krowę, która jest jednym z filarów pejzażu i gospodarki tego kraju. Uczynił z opery Die Schweizerhütte wizytówkę promocyjną, pod którą mogła się podpisać nawet Ambasada Szwajcarii. Reszty wykończenia dokonali: Katarzyna Garbat-Szymańska – autorka scenografii, Maria Balcerek – projektantka kostiumów i Wojciech Hejno – specjalista od multimediów. To właśnie ten ostatni rozpoczyna przedstawienie projekcją po tytułem: Typowe rasy krów szwajcarskich. A potem na scenę wjeżdżają na kółkach obok wielkich krów fantomy innych parzystokopytnych, są kozy, owce, nawet świnka. Bydło oczywiście wypełnia luki pozbawione muzyki, a muczeniem i typowo szwajcarskimi dzwonkami dodaje warstwę tła do partii orkiestrowej i wokalnej. Śpiewania jest tutaj tyle co i mówienia, więc trzeba było oprzeć się na dobrych wykonawcach. Jako Mary czy inaczej Marysia wystąpiła niezawodna Joanna Moskowicz. Bezbłędnie partnerował jej młody tenor Bartosz Nowak, jeszcze będący studentem wrocławskiej Akademii Muzycznej. Doskonały w swej charakterystycznej roli francuskiego sierżanta okazał się młody bas Szymon Kobyliński. Wrocławski desant uzupełnił żywo dyrygujący kierownik muzyczny Stanisław Rybarczyk, a w scenach zbiorowych pokazał się nieźle dysponowany chór WOK przygotowany przez Krzysztofa Kusiel-Moroza. Chórzystom powierzono też malutkie partie aktorskie i solistyczne. I tak oto okazało się, że Szwajcarską chatkępo raz pierwszy od prawie 200 lat pokazano w operze kierowanej przez Alicję Węgorzewską.

Joanna Tumiłowicz

Źródło:

http://maestro.net.pl/index.php/8651-sprechen-sie-moniuszko

Skip to content